Prolog
Dunton Green w hrabstwie Kent - Anglia rok 1986
Ogromny plac zabaw dla dzieci rozpościerał się na jakiś kilometr w stronę jeziora. Wielkie pasy zieleni oddzielał co jakiś czas rząd karłowatych drzewek z rodziny iglaków. Przypominał on raczej labirynt, wśród którego można było znaleźć piaskownicę, parę huśtawek czy też drewniane koniki. Dzieci biegały wokół tej plątaniny roślin, goniąc się i bawiąc w tylko im znaną grę. Co chwila piszczały radośnie, gdy jedno schwyciło drugie, by już za chwilę wrócić do przedniej zabawy. Nieopodal sennego jeziora, nad którym unosiła się mleczna mgła, na drewnianym, wilgotnym pomoście, stał niewielki chłopiec wraz ze swoim ojcem. Idealna, mała kopia eleganckiego, poważnego mężczyzny.
- Proszę tatusiu, tylko ten jeden raz - pisnął nagle dzieciak, ciągnąc rodzica za rękaw szaty. Jego rumiana buzia promieniała, gdy mijająca go dziewczynka machnęła do niego drobną rączką. Włosy błysnęły w świetle chylącego się słońca, kiedy niepewnie skłonił w jej stronę głowę. Na początku zawstydził się lekko, kryjąc za dorosłym wpatrującym w horyzont, ale już po chwili dumnie odmachał rączką.
- Draco, upominam cię. Malfoyowie nie zniżają się do biegania beznadziejnie po błocie - oświadczył mężczyzna, z odrazą zerkając na rozbawionego małego rudzielca, który ocierał rękawem brudną buzię, podnosząc leniwie z ziemi. Dziecko posłało mężczyźnie krnąbrne spojrzenie, po czym bezczelnie wróciło do zabawy, zupełnie nic nie robiąc sobie z umorusanego ubrania.
- Tylko na chwilę, proooszę - błagał blondynek, wgapiając w ojca wielkie, szarobłękitne oczy. Mężczyzna wyglądał na zirytowanego, ponieważ syn uporczywie ciągnął go za rękaw, psując nienaganną postawę. Przez to obaj wyglądali nadzwyczaj dziwnie i niezbyt wyrafinowanie. Po chwili ojciec westchnął ciężko, kucając naprzeciwko malucha, by móc spojrzeć w jego oczy. Zmieszane dziecko odwróciło wzrok, miętosząc w rączce rąbek swojego szarego płaszcza.
- Draconie Lucjuszu Malfoy'u... - zaczął, na co zaciekawiony maluch znów wlepił w niego niego niewinne, wręcz czyste spojrzenie. - Nie ubrudź się za bardzo - oświadczył surowo mężczyzna, całując synka w czubek głowy. Zażenowany ojciec chrząknął, stanowczo popychając chłopca w stronę piegatej dziewczynki, która wyciągała w jego stronę dłoń, by zachęcić go do zabawy.
- Panie Malfoy - dygnęła grzecznie, łapiąc za rąbek swojej zielonej sukienki i skłaniając przy tym głowę. Ojciec chłopca uśmiechnął się nieznacznie, głaszcząc małą po głowie.
- Pansy - zwrócił się do niej po imieniu, gdy wpatrywała się w niego błyszczącymi, piwnymi oczami. Draco splótł palce z tymi dziewczynki, odciągając ją od jeziora. - Uważaj Draco - upomniał go surowo ojciec, gdy ten biegiem oddalał się w kierunku karłowatych drzewek, pomiędzy którymi majaczyła para huśtawek.
- Jesteś zbyt pobłażliwy, Lucjuszu - usłyszał nagle mężczyzna, gdy podeszła do niego młoda kobieta. Zwrócił się w jej kierunku, całując wierzch jej dłoni. Na jej drobnym palcu połyskiwała złota, grawerowana obrączka, identyczna jak ta na palcu mężczyzny.
- To ostatni raz... - westchnął cicho, gdy ta kładła mu dłoń na policzku. Z pozoru zwyczajna rodzina, ceniąca się ogromnym szacunkiem i powagą, skrywała w sobie tak wiele tajemnic. Uczucia z czasem zanikają, a mrok przedziera się przez nasze serca tak bardzo, że w końcu nie zostaje z niego nic - tylko rozdarte na strzępy, puste skorupy. Bez uczuć. Bez życia. Bez miłości.